
Mamy wybory parlamentarne w tym roku, ale są także wybory w Izbach rolniczych. Jak one przebiegają?
Kampania w Izbach składa się z kilku etapów. Pierwszy to zbieranie podpisów – każdy z kandydatów musi zebrać 50 podpisów w gminie od rolników. Jest to pierwsza bariera, której wielu kandydatów nie jest w stanie spełnić. Ten etap się już zasadniczo zakończył.
Drugi etap dotyczy gmin, w których jest powyżej 5 tys. hektarów gruntów rolnych – w tych gminach jest po dwóch kandydatów. Tutaj wybory będą się odbywać 24 września wśród kandydatów, których wybrali delegaci z gmin. I w ciągu dwóch tygodni muszą się odbyć rady powiatowe, które wybiorą z kolei swoich kandydatów na walne zgromadzenie wojewódzkiej Izby. I wtedy po trzech tygodniach zbiera się wojewódzkie walne zgromadzenie, wybierające delegata do Rady Krajowej. Jest miesiąc czasu, aby się ukonstytuowała Krajowa Rada.
Kampania wyborcza w Izbach trwa zatem bardzo długo, do ostatecznego wyłonienia centralnej władzy.
Jakie pomysły padły w czasie kampanii? Jakieś pomysły na wzmocnienie roli samorządu w procesach decyzyjnych?
Pomysłów jest wiele, jednak mamy zbyt małą reprezentację polityczną rolników w parlamencie czy w sejmikach. Dlatego rolą KRIR jest bycie tzw. „sejmikiem chłopskim”, z którym decyzje dotyczące polityki rolnej powinny być uzgadniane – chodzi nie tylko o opinię, ale o faktyczne podejmowanie decyzji.
Ponadto, Izba powinna mieć możliwość decyzji w zakresie obrotu ziemią. To nie urzędnik w Warszawie, ale sami rolnicy powinni decydować, do kogo trafia ziemia czy jaka jest polityka obrotu ziemią.
Powinniśmy mieć również większy wpływ na doradztwo – chodzi o to, aby nie było tak jak obecnie, że jest wyłącznie doradztwo rządowe. Musi wzrosnąć rola doradztwa, które powinno bardziej uwzględniać faktyczną sytuację gospodarstw.
Jak Izby zapatrują się na współpracę polskich przetwórców z producentami surowców rolnych z Ukrainy?
Zdecydowanie jesteśmy przeciwni całkowitemu otwarciu dla podmiotów ukraińskich. Jeśli pójdziemy na taki żywioł to rolnictwo, zwłaszcza w krajach najbliższych Ukrainie, może mieć ogromne kłopoty. W porównaniu z Europą ukraińskie rolnictwo odbiega nie tylko od norm jakościowych, ale również własnościowych – rządzą tam wielkie przemysłowe koncerny, a nie jak u nas, gdzie są gospodarstwa rodzinne i uprawa oparta na pracy właścicieli.
Nie sprzeciwiamy się w ogóle współpracy z Ukrainą. Powinny być jednak zawarte porozumienia, na jakich zasadach Ukraina współpracuje z Unią Europejską.
I ostatnie pytanie: co z aktywnym rolnikiem?
Jeżeli aktywny rolnik jest dyskutowany w kontekście tego, jaki jego wprowadzenie będzie miało wpływ na politykę, to jest to absurd. Powinniśmy stworzyć definicję aktywnego rolnika, aby oddzielić politykę rolną i pomoc rolnikom od polityki socjalnej. Nie może być tak, że pod hasłem polityki rolnej pomagamy tym, którzy dawno się rolnictwem przestali zajmować. Nie służy to rolnictwu, bo będziemy się stawać mniej konkurencyjni w porównaniu z innymi rynkami rolnymi, w Europie i na świecie.