Trwają blokady na przejściach granicznych z Ukrainą. Polscy przewoźnicy domagają się jednakowych warunków dostępu do rynku przewozowego i zakończenia szykan ze strony ukraińskiej.
Mają one polegać m.in. na blokowaniu wyjazdu polskich samochodów z Ukrainy oraz wymuszaniu łapówek. Po stronie polskiej granicę blokują m.in. przedstawiciele stowarzyszenia Oszukana Wieś. Domagają się od rządu polskiego rekompensat wyrównujących drastyczny spadek cen kukurydzy.
Jak są szanse na rozwiązanie granicznego konfliktu?
Komentuje Karol Dobrowolski, wiceprezes Warszawskiej Izby Gospodarczej: – Niestety, obecnie niewielkie. Po stronie polskich władz zabrakło wyobraźni, prognoz sytuacji narastającej od kilkunastu miesięcy. Stąd dziś napięcia i konflikty interesów. Z jednej strony mamy uzasadnione roszczenia przewoźników, z drugiej – racje setek producentów żywności przetworzonej np. makaronów, maszyn rolniczych i części zamiennych. Mogą oni stracić intratny rynek zbytu na Ukrainie. Wielodniowe koczowanie kierowców tirów na granicy skutkuje przerwaniem łańcucha dostaw, koliduje z umowami, grozi karami umownymi. Opóźnia też przepływ płatności, co może skutkować plajtą firm.
Mamy też do czynienia z nadwrażliwością służb celnych po obu stronach granicy. Podchodzą one bardzo rygorystycznie do procedur, chociażby w w zakresie świadectw pochodzenia komponentów, na przykład stali.
Blokady na przejściach – szkoda straconego czasu
Przedstawiciele rządu z dwutygodniową perspektywą nie mają mandatu, chęci ani możliwości skutecznych negocjacji ze stroną ukraińską. Szkoda straconego czasu. Pozostaje mieć nadzieję, że nowi szefowie resortów, wkrótce zaprzysiężeni, monitorują sytuację, dobierając argumenty, by szybko wygasić konflikt niepotrzebny ani Polsce, ani Ukrainie. Byłoby wielka szkoda, gdyby w ogniu tego sporu stopniał kapitał w postaci sympatii obu narodów, zbudowany w ostatnich latach.
