Z wykształcenia biolog, z przypadku, który okazał się przeznaczeniem – pszczelarka. I to jaka! Katarzyna Maziec jako pierwsza kobieta w historii wygrała konkurs na najlepszego pszczelarza w Polsce. Zdobyła tytuł Pszczelarz roku – deklasując konkurencję w słodkim stylu. Na tym jednak nie koniec pasma sukcesów. Jej warmińska pasieka okazała się najlepsza w kategorii gospodarstwo towarowe w kraju. Sięga po innowacje i wdraża nowoczesne rozwiązania w gospodarstwie. Poza tym prowadzi Zagrodę Edukacyjną Warmińska Pszczoła i agroturystykę.
O swojej uskrzydlającej pasji dla której rzuciła życie w korporacji opowiedziała Marii Sikorskiej, autorce telewizyjnego programu „Z klimatem i z pasją”.
Jak to się stało, że została Pani pszczelarką?
Nasza historia w województwie warmińsko-mazurskim z jednej strony jest banalna i wielokrotnie zapewne słyszalna z ust mieszczuchów. Jesteśmy z mężem miastowi, z korporacyjną przeszłością. W pewnym momencie postanowiliśmy, że nie chcemy już dalej żyć w tym pędzie. Rzuciliśmy wszystko i postanowiliśmy wyjechać. Życie nie zaprowadziło nas jednak w Bieszczady, a na warmińską wieś – Purdę. Co ciekawe, mąż Andrzej kupił w tej wiosce działkę nie widząc jej – w ciemno, było to w środku zimy. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że jest piękne – blisko lasu, z dala od ludzi. Poczuliśmy, że to nasze miejsce na ziemi. My, dawne korpoludki, mieszkamy więc na wsi na pograniczu warmińsko-mazurskim, nad malowniczym i spokojnym jeziorem. Na tym polu zbudowaliśmy dom, zasadziliśmy drzewa, posialiśmy kwiaty… I tak się wszystko zaczęło.
Pszczelarz roku działa na Warmii
Długo jednak chyba Państwo nie wytrzymaliście bez działania…
Z czasem okazało się niestety, że na wsi też trzeba mieć z czego żyć i płacić rachunki. Zarobione dotąd pieniądze wydaliśmy na budowę domu. Pomysłów na zarobek było kilka. Nie mamy jednak sprzętu, infrastruktury, parku maszynowego, więc działalność typowo rolnicza raczej nie miała w naszym przypadku racji bytu. Któregoś dnia, podczas spaceru do lasu napotkaliśmy tabliczkę mówiącą o tym, że miejscowość Purda została w XIV wieku założona przez pszczelarzy, którzy hodowali dzikie pszczoły w barciach i pozyskiwali miód i wosk. Pomyśleliśmy wtedy: Matko Święta! Może to to! Stworzyliśmy na początku małą pasiekę z dziesięcioma ulami. W międzyczasie, założyliśmy agroturystykę, wiec miody miały być atrakcyjnym dodatkiem przyciągającym gości.
Przygotowaliśmy się do zostania pszczelarzami sumiennie. Przeszliśmy zawodowe kursy, zdobywaliśmy wiedzę na szkoleniach. Z czasem okazało się, że pszczelarstwo wciąga. Po roku mieliśmy już czterdzieści rodzin pszczelich, a dziś mamy trzysta pięćdziesiąt rodzin pszczelich. Mamy miody tradycyjne, ponieważ prowadzimy pasiekę wędrowną, a także miody odmianowe – od rzepakowego po akacjowy, faceliowy, chabrowy wrzosowy, gryczany. Wprowadzamy również miody kremowane z dodatkami. Poza miodem pobieramy pyłek pszczeli, pierzgę i wosk. Widzimy przyszłość w turystyce edukacyjnej i turystyce kulinarnej. Podsumowując – trochę przypadku, trochę szczęścia plus konsekwencja w realizacji marzeń. Wychodzimy z mężem z założenia, że marzeń nie należy tylko snuć, ale trzeba je przede wszystkim również spełniać.
Marzenia się spełniają
Marzenia o nagrodach też się w tym roku zdaje się spełniły i to z nawiązką!
Ten rok pod kątem nagród jest niesłychany – jest finalizacją całej naszej dotychczasowej pracy. Pracujemy z pszczołami już dziewiąty rok. Zagrodę edukacyjną prowadzimy od 2020 roku. Najpierw otrzymaliśmy Laur Agrobiznesu Warmii i Mazur jako gospodarstwo specjalistyczne – zajęliśmy pierwsze miejsce w konkursie. Było to dla nas ogromne zaskoczenie i wzruszenie. Druga nagroda, jak zdobyliśmy jest ogólnopolska – w konkursie „Sposób na sukces” zajęliśmy drugie miejsce w kategorii rodzina. I wreszcie Gala konkursu Pszczelarz Roku, podczas której zdobyłam dwie nagrody – pierwsze miejsce w kategorii pszczelarstwo towarowe – pokonałam wszystkich konkurentów, bo konkurowałam z mężczyznami. Zdobyłam również tytuł Pszczelarz Roku. Po raz pierwszy w dziewięcioletniej historii konkursu zdobyła go kobieta, było to więc dla mnie ogromne wzruszenie i zaskoczenie. Gdy wchodziłam na scenę i usłyszałam swoje nazwisko – dla mnie było to osiągnięcie szczytu Himalajów.
Gospodarstwa były oceniane za innowacyjność, przedsiębiorczość, edukację, współpracę z lokalnym środowiskiem. I w tym miejscu musze powiedzieć, że taka nagroda należy się również mojemu mężowi, bo działamy razem i to on wspiera mnie w rozpościeraniu skrzydeł. My – kobiety, robimy wiele rzeczy, o których nie mamy pojęcia, jak mogą być doceniane. Często wstydzimy się, trochę się krygujemy, a to co robimy nierzadko jest często wybitne. Mówię tu o kobietach wiejskich, którym czasem zwyczajnie brakuje siły i wiary we własne możliwości. Trzeba wyjść ze strefy komfortu i poddać się ocenie. Działać i podbijać świat!
Ciężko było przestawić się na życie poza korporacją?
Oboje z mężem pracowaliśmy w działach zarzadzania – zajmowałam się sprzedażą w finansach i obsłudze klienta. Uciekaliśmy w pewnym momencie od zarzadzania, targetów i tym podobnych, ale okazało się, że w prowadzeniu własnego mikrobiznesu na wsi przydały nam się bardzo dotychczasowe umiejętności. Mamy na wsi swoją małą korporację – planujemy, raportujemy, przyglądamy się, co się sprawdza, co się opłaca, z czego trzeba zrezygnować.
Zarządzanie pasieką przez telefon
Czy pszczelarz roku stawia na innowacje?
Tak! Ściśle współpracujemy z firmami, które chcą przetestować swój nowoczesny sprzęt w pasiece. Przykładowo, aplikacja do zarzadzania pasieką z pozycji telefonu. Często kalendarz pszczelarza tworzony jest w zeszycie, z ręcznymi zapiskami – jest on dość szybko sklejony woskiem i propolisem. Właściciel pewnej firmy chciał sprawdzić, czego duży pszczelarz będzie potrzebować w aplikacji i by odpowiednio dostosować ją do pasiek zawodowych i profesjonalnych. Przetestowaliśmy ją, przysłużyliśmy się do jej udoskonalenia Od tego sezonu wprowadziliśmy aplikacje w naszej pasiece i nasza pasieka 350 pni jest online. To jest postęp technologiczny z którego chętnie korzystamy. Testujemy u nas różne sprzęty. Przykładowo – soniczny emiter do zwalczania pasożytów pszczół. Jesteśmy otwarci na innowacje, bo to nam ułatwia pracę i skraca czas pracy.
Należę do Rejonowego Koła Pszczelarzy oraz do LGD Południowa Warmia. Często jestem inicjatorką zapotrzebowania na szkolenie np. pozyskiwanie klientów poprzez media społecznościowe. Widzę zmieniający się marketing. Prasa ustępuje Internetowi. Turyści to często osoby w sieci nawet 20 godzin na dobę. Musimy więc być sprawni w tej dziedzinie i umiejętnie odnajdywać się w sieci. Uczestniczymy w szkoleniach organizowanych przez ODR, jeździmy na konferencje pszczelarskie. Trzeba umieć dotrzeć do klienta, utrzymać go, zbudować z nim relacje, zapewniać serwis posprzedażowy.
Jak rodzina zareagowała na to, że postanowiła Pani zostać pszczelarką?
Gdy moja mama pierwszy raz przyjechała do nas na Warmię była w szoku. Nie wierzyła, że pszczelarstwo może być sposobem na życie, który nas utrzyma. Jak rodzice zobaczyli, jak ta nasza działalność zaczyna się rozpędzać, to bardzo mocno nam kibicują. Widzą naszą ciężką pracę, ale też sukcesy. To spina się finansowo, ale też jest docenianie. Nie tylko my jesteśmy dumni, ale nasze rodziny są z nas dumne.
Zobacz też: https://www.pprol.pl/pieniadze-dla-pszczelarzy-wkrotce-start-siedmiu-programow/
Źródło: Agronomist